sobota, 13 grudnia 2014

rozmyślania przy makijażu

oko: debiut eyelinera w brązowym kolorze

twarz: próba użycia gąbki do nakładania podkładu

usta: kolejna porażka pomadki za 135 zł

samopoczucie: ostatnie dni cyklu i wszystko jasne...


Od wczoraj mam nastrój "coś mnie gryzie". Pewnie po części dlatego, że jestem w takim, a nie innym dniu cyklu, po części  może dlatego, że szaro, buro i kostropato, po części pewnie dlatego, że noce jakieś takie ostatnio mam nie za fajne i zapewne przede wszystkim dlatego, że jestem jaka jestem.

Mhm, dzisiaj postawię na brąz, nie mam ochoty na kolory, poza tym wypróbuję przy okazji ten eyeliner brązowy Lovely. Może dzisiaj rozjaśnię sobie twarz tym korektorem L'Oreala, bo w sumie nie próbowałam go w ten sposób.

Ja to tak mam, że cieszyć się długo z czegoś nie umiem. Mam już jednak swoje lata, tyle tych radości utraconych przeżyłam, że nie chcę powtarzać znowu znanego mi scenariusza: załamie się, przestraszy, podda i odpuści. Dla świętego spokoju. Bo tak mnie wiecie od jakiegoś czasu gryzie, że piszę tutaj o rzeczach, na których się nie znam, tak, jakbym się znała. Po napisaniu ostatnich trzech postów o konturowaniu twarzy i po skonfrontowaniu tego jeszcze raz z filmikiem, który tam wstawiłam doszłam do wniosku, że sporo rzeczy opuściłam, sporo zinterpretowałam nieprawidłowo - słowem, mogłam wprowadzić kogoś w błąd.

Uch, nakładanie podkładu gąbką wcale mi się nie podoba. Dużo produktu wchodzi w gąbkę, muszę go użyć dużo więcej niż przy nakładaniu pędzlem. Poza tym mam wrażenie, że nie widać tego podkładu na mojej twarzy za dobrze. I niewygodna ta gąbka - jak ją trzymać: za ten koniec, może tą stroną... E, niewygodnie. I ręce mam całe upaćkane podkładem, a używanie pędzla to jednak praca czystą rączką :). Może to kwestia tej gąbki, kupiłam najtańszą i mam, co chciałam. Może ten "sponge" w istocie byłby dobrą inwestycją? Muszę poczytać o tym, kiedy lepiej używać gąbki, a kiedy pędzla..

No poczułam kaca. Poczułam się niemądra, że w taki temat się rzuciłam z niczym w głowie. I to właśnie taka moja standardowa myśl - coś robię i potem, z takiej czy innej przyczyny - czuję, że jestem w tym kiepska i jest mi źle. Tylko, że teraz postanowiłam rozegrać sprawę niestandardowo. Spróbować inaczej - skonfrontować tę emocję z rozumkiem. Ok - nie wiem wiele na temat makijażu. Ok, zainteresowałam się tematem bardzo, wlazłam w to z radochą dziecka, które widząc kolorki uśmiecha się szeroko i wyciąga rączki. I postanowiłam o tym pisać. Miałam z tego pociechę ogromną, dopóki nie pojawiła się myśl, że nie jestem w tym profesjonalna, że nie mam wiedzy i doświadczenia, jakie mają wszystkie wizażystki prowadzące vlogi czy blogi makijażowe. Dopóki nie pojawiła się myśl, że jestem GORSZA.

Dobra, jako tako ten podkład położyłam. Oczy pomaluję sobie tymi matowymi cieniami z Bell. TADAM, no całkiem, całkiem. Czas na eyeliner. Synu, teraz nic do mnie nie mów, bo muszę się skoncentrować. Mamusia ma tu w ręku takie coś, co może zrobić jej wielką krzywdę i zepsuć to, co dotychczas zrobiła. Mmmm, całkiem fajnie się ten tusz nakłada. Ziuuut, super - linia dosyć prosta, przyjemnie się rysuje. A tak się bałam tych eyelinerów... ten brązowy kolor trochę mógłby być ciemniejszy, bardziej czekoladowy.. Słabo go widać. Ale przyjemny, ciepły kolor, matowieje, jako napisali. O fuck, wyjechałam za bardzo! Mam nadzieję, że da się to usunąć wacikiem. Ufff, zeszło.. Elegancko, podoba mi się.

I co teraz - zgodzić się na to uczucie? Podążyć za nim? Niech ból brzucha wygra? NIE, postanowiłam być w kontrze. A co mi szkodzi? Czy coś stracę, próbując ożywić to przyjemne uczucie b a w i e n i a   s i ę? Przeanalizujmy: braki, dziury, niewiadome, białe plamy w mojej wiedzy na temat makijażu są bezsprzeczne. Jakie mam wobec tego wyjścia? MOGĘ:
- odpuścić sobie całe to blogowanie, nie robić sobie jaj z ludzi i nie bawić się tam, gdzie nie mam zaproszenia,
- uzupełnić swoją wiedzę na ten temat, jeśli naprawdę mnie to interesuje, są książki, miliony vlogów, może jest jakieś czasopismo tematyczne, są kursy,
- mimo niewiedzy dalej próbować robić to intuicyjnie, próbować, korygować, odkrywać i pisać o tym,
- robić powyższe bez blogowania.
I wiecie, co jest w tym wszystkim i najpiękniejsze i przerażające jednocześnie? To JA o tym decyduję, cokolwiek z tym zrobię, będzie to MOJA decyzja.

Dzisiaj na rzęsy nałożę sobie panią sporty - faaajny ten tusz. Co teraz? Acha, brwi - ciągle zapominam zrobić to wcześniej. Twarz sobie teraz wykonturujemy (przeklęte konturowanie...). Jak to było tu przy uchu? Trójkąt, tak - elegancko wyszczuplający trójkąt. Ale sobie tu machnęłam, pięknie, no pięknie - i kto tu o masce na twarzy pisał, hę? No, może być. Co na policzki damy? Różowe to nie, nałożę sobie ten mój ulubiony ostatnio essence - przepiękny kolor.

Ale taka spina może zepsuć człowiekowi zabawę... Postaram się to odzyskać, nie chcę odpuszczać,bo mnie ten temat ciekawi. Wczoraj zamówiłam sobie książkę o makijażu, ma całkiem dobre recenzje. Ale nie chcę, no naprawdę nie chcę zacząć podchodzić do tematu, jak do lekcji do odrobienia, jak do sprawdzianu. Zabraniam sobie. Pozwalam sobie bawić się makijażem. Bo MOGĘ.

No, chodź tu piękniutka, mój skarbie NAJDROŻSZY w moje kosmetyczce. Ale ci ten dzióbek się podłamał, zaraz pewnie pięknie złamiesz się na moich wargach, co? Tyle kasy, a ty ani skórek mi ładnie nie przykrywasz, anie równo nie pokrywasz ust. Chociaż kolor masz w porządku, choć jak znam życie, to jak wrócę z angielskiego, to zostaną po tobie zgliszcza.

Zatem, na koniec, oświadczenie: blog ten nigdy w założeniu nie miał być blogiem instruktażowym, miał mieć jedynie funkcję, że tak powiem, rozrywkową. Oczywiście autorka traktuje pisane tutaj treści poważnie, opiniuje produkty, które sama wypróbowała, wstawia zdjęcia, które zostały zrobione przez nią bądź przez jej bliskich. Wszystko jednak, co tutaj zapisuje jest jej subiektywnym zdaniem, odczuciem i jest przekazem tego, czego sama i jak się sama nauczyła. Błędów merytorycznych zapewne w tym blogu będzie od metra i trochę, dlatego warto sprawdzić słuszność bądź kompletność wywodów u innych źródeł. Na kartach tego bloga autorka realizuje swoje zainteresowanie z jednej strony sztuką makijażu, a z drugiej strony pragnienie pisania.


Uff, no ciekawe, jak to dalej ze mną będzie.

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za uwagę :)


P.S. Pomadka za 135 zł nie zawiodła mnie i tym razem i.... zawiodła na całej linii ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz