czwartek, 11 sierpnia 2016

ekwipunek

Wakacyjny wypad zapowiadał się w tym roku interesująco. Ambitnie bardzo postanowiliśmy uderzyć w stronę gór polskich, zaczerpnąć nieco zagranicznego powietrza i w drodze powrotnej bliżej poznać to, co polskie. Trasa obejmowała Jakuszyce - Pragę - Wrocław.
Nie wiem, czy wy też tak macie, ale ja, jak mam gdzieś wyjechać, to zawsze boję się, że wezmę ZA MAŁO, w związku z czym oczywiście zawsze biorę zdecydowanie za dużo. Zasada ta, ku zdziwieniu męskiej części mojej małej rodziny, nie dotyczyła w tym przypadku kosmetyków kolorowych. Pomyślałam, że co jak co, ale malować się w góry to ja nie będę - nie jestem przecież aż tak dziwna ;). W praktyce oznaczało to pokrycie twarzy kremem z filtrem (zawsze!), wyrównanie koloru podkładem (niekoniecznie) i zrobienie BRWI (zdecydowanie tak!). No cóż, mogę iść na wiele ustępstw, ale bez brwi w góry nie pójdę - oznaczałoby to z mojej strony brak szacunku dla piękna natury polskiej.

Tak na marginesie, obserwując panie schodzące w hotelu na śniadanie zauważyłam, że byłam jedną z niewielu - większość kobiet schodziła na dół, z samego rana, w dość pokaźnym makijażu.

Inna sprawa - myślałam sobie - w mieście. No nie można wyjść w Pragę czy uderzyć we wrocławskie uliczki bez odrobiny makijażu. Wiadomo - różnych ludzi się mija (w Pradze to nawet baaardzo różnych i ciekawych) i samemu też by chciało się być choć trochę atrakcyjnym. Tak wiecie - nienachalnie, ale jednak.

Zabrałam dosłownie minimum. Ot, tyle:



Mhm, może zbyt enigmatycznie to przedstawiłam... Może lepiej będzie tak:



Już nieco lepiej, może coś zobaczyć. Jak widzicie, kosmetyczka nie była wypchana po brzegi, co naprawdę MI SIĘ CHWALI :)

Proponuję wysypać zawartość na stół, będzie można dokładniej obejrzeć zawartość:



A może by tak poukładać?


O tym, że wspomniany wcześniej krem z filtrem (SPF 50+) i podkład musi być, wiedziałam od razu. Wiedziałam też, że będę chciała ujawnić szerszej publiczności, iż posiadam brwi. Kolejną rzeczą, której byłam pewna to ta, że nie chcę brać ze sobą pędzli - trzeba je myć, suszyć, zajmują dużo miejsca - pędzle nie nadają się do podróżowania. Postawiłam więc na produkty w kremie - do ich aplikacji wystarczą palce. Stąd cień w kredce (nakładasz i rozcierasz), róż w kremie (tak samo), kółko do konturowania twarzy w kremie (jak widzicie wieczko uległo wypadkowi - jakaś stopa je zmiażdżyła niechcący ;)). Jedynym narzędziem, jakie wzięłam ze sobą była gąbeczka - jajeczko, niepotrzebnie zresztą, bo nawet z podkładem palce radziły sobie lepiej, niż jajo. Do brwi wzięłam kredkę i szczoteczkę - żeby nie trzeba było brać pędzelka. Wrzuciłam tusz do rzęs i - tutaj zaszalałam - dwie moje ulubione pomadki. A.., myślę sobie, może se raz po raz usta pociągnę seksownie. Do tego małe lusterko i temperówka - skoro biorę kredki, to może mi się przydać, a miejsca dużo nie zajmuje.

I wszystko! I wystarczyło! Gdybym miała jakoś jeszcze uszczuplić ten zestaw, to nie brałabym już gąbki, darowałabym sobie pomadki i ewentualnie produkt do konturowania. Ale niekoniecznie.

Wyjazd się udał (choć jeśli zapytacie o opinię Juniora, będzie miał zgoła odmienną opinię - 9-latki nie lubią łażenia po mieście :)). Zakochałam się w łażeniu po górach i ścieżkach z rosnącymi po bokach jagodami. Zadziwiłam się wielością kultur i narodowości ludzi, którzy przyjeżdżają zobaczyć Pragę. W końcu zobaczyłam Złotą Uliczkę i Panoramę Racławicką. I gdyby ktoś mnie pytał, czy żałuję, że nie poleżałam sobie w tym roku na piaskach wsłuchując się w szum morskich fal? Let me think.... Nie, ANI TROCHĘ :)

Teraz obkładam się maseczkami regenerującymi, oczyszczającymi i nawilżającymi, bo powiem wam szczerze, że cera po tych wojażach wygląda na mało zadowoloną....

Pozdrawiam serdecznie :)