czwartek, 29 grudnia 2016

słaby rok?

Tak sobie patrzę na ilość postów w tym roku i - bądźmy szczerzy - nie wygląda to imponująco. Gdybym na tym zarabiać miała, to pewnie bym głodowała gdzieś pod mostem (z pełnym szacunkiem dla tych, co to pod mostem...). Na szczęście mam inne źródło utrzymania, mąż na chleb z szynką się dokłada ;), więc nie jest źle.
Przyczyny zmniejszającej się ilości postów na tym blogu mogą być różne - posnujmy się tutaj trochę...
Może byłam tak zarobiona, tak obciążona innymi obowiązkami, że mimo szczerych chęci nie miałam czasu, siły i ochoty pisać o tym,  jak cudownie się czuję w takim to a takim makijażu na twarzy? Więcej! Może nie miałam czasu na to, żeby makijaż sobie robić i chodziłam po ziemi z twarzą taką, jak ją pan bóg stworzył i jak jej postarzyć się pozwolił? Może... A może stwierdziłam, że to poniżej mojego poziomu o makijażu pisać, że czas się ustatkować, do zbliżającej się czterdziestki przyznać i rozpocząć blog kulinarny? Nie, nie kulinarny... Może o powtórnym i pomysłowym wykorzystywaniu ubrań, których już nie noszę? Nie, przepraszam - to nawet mnie rozśmieszyło :). To dlaczego? Straciłam pasję? Już mnie to nie bawi? Znudziło mi się?

W sumie nic z powyższego, tak tylko lubię pogadać ;). Jakoś tak faktycznie się składało, że miałam inne rzeczy do robienia i zwyczajnie nie chciało mi się malować przy aparacie. Chyba uspokoiłam się nieco w tym całym moim szaleństwie. Nie rzucam się już na wszelkie wyprzedaże kosmetyków, nie kupuję mnóstwa cieni czy tuszy do rzęs. Pełna kontrola. Nie mam też najzwyczajniej w świecie ochoty na kolorowe makijaże każdego dnia, ostatnio zwykle sięgam po naturalne, "miękkie" kolory na powieki - w takich czuję się dobrze. Uspokoiłam się też z rozświetlaniem twarzy tu, tu, tam i jeszcze tam. Lubię nakładać róż, czasami nawet daruję sobie konturowanie twarzy (!!!).

Nie ustaję natomiast w poszukiwaniu pudru idealnego, który niby by pudrował, ale jednak by go widać nie było. Ciągle jeszcze nie jestem w posiadaniu idealnego podkładu - mam nadzieję, że kiedyś moje poszukiwania zostaną uwieńczone powodzeniem.


Wiecie, chyba doszłam do takiego momentu, że potrzebuje mniej, żeby czuć się ze sobą jako tako. Wiem, jak chcę wyglądać i daję to sobie. Wiem, że są kobiety, które spokojnie mogą wyjść z domu bez makijażu i czują się dobrze. Wiem też, że ciągle pokutuje przekonanie, że tylko ta kobieta, która potrafi wyjść z domu bez makijażu, jest prawdziwie sobą. Trudno. Ja wiem, że żeby czuć się dobrze, chcę mieć na twarzy podkład, zaznaczone brwi, podkreślone oczy i poliki. I już. I wydaje mi się, że musiałam najpierw przejść przez fazę kupowania, próbowania, full-malowania, żeby teraz móc powiedzieć, że nie zawsze tego potrzebuję. Taki sobie proces przeszłam i dobrze mi z tym :)

I w sumie polecam. Zobacz, jak fajnie, jak inaczej możesz wyglądać w makijażu. Możesz poczuć się piękniejsza, pewniejsza siebie - no bo czemu nie? Co w tym złego? Mnie wyszło na zdrowie :)

Ach, i jeszcze. Przyjemnie jest zobaczyć pięknie podkreślone brwi u siostry, nowe kosmetyki u koleżanki czy u mamy. Kto wie - może trochę to przeze mnie? ;)

Będę tu czasami pisać - może bardziej o pielęgnacji, jakimś fajnym gadżecie czy kosmetyku, który powalił mnie na kolana albo odwrotnie - rozczarował mnie w całości. Mam takie rzeczy u siebie i chciałabym się nimi z wami podzielić. Bo - znowu - czemu nie?

Wszystkiego dobrego w nowym roku, niechaj się wam szczęści! Bo co w tym złego? ;)

P.S. Dawno, dawno temu miałam swoją stronę internetową "Baba przy garach" czy coś w tym rodzaju. Serio, serio. To było jeszcze wtedy, kiedy wydawało mi się, że pisanie o jedzeniu jest atrakcyjne ;)



Pozdrawiam :)