sobota, 21 marca 2015

ten angielski mnie wykończy...

... finansowo :(

No bo same oceńcie. Siedzi biedna kobieta (znaczy się ja) cały tydzień w domu z chorym dzieckiem. Słońce piękne za oknem, pewnie cieplutko i milutko, a biedna kobieta wyjść na spacer nie może, bo syn w gorączkach cały. Całe 5 dni! Na słońce przez szybkę się człowiek gapi, jedyne tematy, jakie podejmuje w rozmowie to Minecraft - no odechciewa się wszystkiego. I niby mogłabym chociaż makijażem się pobawić, ale jakoś tak mi się nie chce - malować się po to, żeby w domu tak siedzieć?

Dlatego też scenariusz się powtarza. Jak wyjdę w sobotę rano na zajęcia, to jakby mnie z klatki wypuścili na wolność - biegnę przed siebie, ani myśląc o powrocie do domu (zwłaszcza, że teraz Myster się rozkłada i właśnie wizytę u lekarza przeprowadza...).A jak już tak biegnę i biegnę w podskokach, to jakoś tak zawsze trafiam do drogerii...Nie wiem, dlaczego ;)


Uwierzcie mi, jestem już na końcówce moich zasobów finansowych na ten miesiąc, kontrolka zapala mi się za każdym razem, kiedy mijam kosmetyki na półkach... I choć nie jestem z tych, co to na oparach zawsze jeżdżą, to tutaj silnej woli mi z lekka brak...

No ale same zobaczcie, jakie cudeńka sobie kupiłam - choć wcale nie musiałam :)


Jako, że moje naturalne włosy stają się już zdecydowanie za widoczne, czas był na zakup farby. A że, jak zwykle zresztą, za każdym razem kupuję inną, to i tym razem nie wyłamałam się z mojej zasady. Wybrałam sobie z ciekawości kolor Różany Blond z Palette. No zobaczymy... Jutro.. ;)
Kupiłam tez sobie regenerujący krem do rzęs L'biotica. Na opakowaniu jest napisane, że krem oparty jest na naturalnych składnikach (pięknie napisali, prawda?) i nie powoduje podrażnień. Tani był, bo 13 zł z groszami, cudów się nie spodziewam, ale kto wie... No marzą mi się piękne rzęsy-firany, serio serio.
Postanowiłam w mojej pielęgnacji przestawić się na olejki. Napiszę wam o tym więcej w innym czasie, dość tylko powiedzieć, że najdroższy mój dzisiejszy zakup to olejek własnie. 100% olejek z róży rdzawej, który podobno świetnie wpływa na cerę dojrzałą (jakoś mi przeszło przez klawiaturę, choć słowo to niczym miłym dla kobiety nie jest...). Taki olejek kosztuje 30 zł bez grosza, ale mam nadzieję, że wart jest każdej wydanej na niego złotówki. Dam znać.
Olejek sprawiłam sobie także do włosów. Jest to olejek orientalny z migdałów i dzikiej róży z firmy Marion.
No i perełki dwie, wygrzebane z pojemniczka przecena (dopiero dzisiaj je w naturze zauważyłam). Dwa przepiękne cienie trójkolorowe z secret, każdy po 3,49. Kolory jak najbardziej na wiosnę, jeden zestaw bardziej pastelowy, drugi nieco mocniejszy. Już się nie mogę doczekać próbki makijaży z nimi. W ogóle secret ma teraz dwie piękne, nowe wiosenne, kolorowe paletki cieni, ale jako że na rezerwie jadę, to czekam do kwietnia albo do promocji :). Są po prostu cudowne!
No i wzięłam sobie jeszcze próbkę nowego podkładu rimmel lasting finish nude w kolorze 100 ivory. Słyszałam, że podkład jest świetny, jest teraz na niego promocja w naturze, więc jeśli kolor mi podpasuje i w ogóle, to kto wie..

I już wychodziłam ze sklepu z poczuciem poddania się słabej woli i lżejszego portfela, gdy pani zza lady zrobiła mi (i nie tylko mi) miłą niespodziankę. Otóż z okazji pierwszego dnia wiosny dostałam mały upominek, który po rozpakowaniu w domu ukazał mi swoje wnętrze:


Ja  nie wiem, czy ja wyglądam na 35+, ja się już nawet obrażać nie będę, skoro krem mi za darmo dają ;). No i próbka szamponu i odżywki - no miło z ich strony, prawda?

Pozdrawiam serdecznie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz