piątek, 20 lutego 2015

różowa odsłona pierwsza

Kochane dzieci,
kiedy byłam w waszym wieku, to  w porze zwanej zimą spadał na świat ŚNIEG. Śnieg to, jakby to wam powiedzieć, zimne, białe płatki, które spadały z nieba, a kiedy zebrało się ich na ziemi bardzo bardzo dużo, to wszędzie, gdzie nie spojrzeć było biało. Na tym śniegu można było fajnie się bawić. Zjeżdżać z wysokich górek na sankach (to taki wózek jakby, bez kół, na płozach), ślizgać się na zamarzniętych kałużach, lepić ze śniegu bałwana (to taka postać śniegowa - składa się z trzech kul śniegu, położonych jedna na drugiej, z tym, że głowa była kulą najmniejszą, a "nogi" - największą), można było rzucać się śnieżkami (kulkami ze śniegu). To nie bolało, było tylko baaarrdzo zimne i śmieszne.
Jak byłam mała, to taki śnieg potrafił leżeć na ziemi całe tygodnie, tak więc zabaw zimowych miałam pod dostatkiem.
Gdzie teraz jest śnieg? Nie wiem...


posta tego dedykuję śniegowi.....


Makijaż, który wam dzisiaj pokażę wykonałam, wybierając się ten jeden jedyny i jak na razie ostatni raz, na sanki z moim synem. Śniegu było tyle, co kot napłakał, ale jak się nie ma tego, co się lubi... Przynajmniej chłopak zjechał sobie parę razy z górki.

Ponieważ było to li i jedynie wyjście na sanki, chciałam spróbować czegoś bez przesady, malutkiego. Tak, wiem, że na sanki to w ogóle można się nie malować, ale ja chciałam. :)

Jako się rzekło, makijaż był minimalistyczny, w kolory ubogi, tak więc zastanawiam się, jak to się stało, że moje gniazdo "makijażowych łakoci" wyglądało po wszystkim tak:

;)



Bazą w tym makijażu był dla mnie
cień w kremie z Avonu w kolorze Gold Gleam. 
Takie cienie nakładam palcem.





Na załamanie powieki 
nałożyłam pędzelkiem kulkowym
Hakuro H78 różowy cień 
Pierre Rene, w kolorze
111 Pretty Pink.














Różowy cień w
załamaniu powieki roztarłam
 pędzlem Glam Brush O4



W zewnętrznym kąciku
oka przybrudziłam trochę róż,
nakładając tym samym
pędzelkiem ciemny cień
z paletki Oriflame
 (kolor drugi od góry na zdjęciu).


Na dolnej powiece roztarłam trochę tego różowego cienia, na linię wodną oka na dole nałożyłam kreskę w kolorze cielistym. Później maskara w kolorze czarnym, sznur od sanek w dłoń i... z górki na pazurki!!!










Gdyby ktoś pytał, to na ustach miałam onegdaj błyszczyk Lovely Extra LASTING w kolorze nr 2, który pokryłam Top Coat'em tej samej firmy z tej samej serii. 


I to by było na tyle... Maskara spłynęła mi czarnymi potokami po twarzy, a śnieg już dawno stopniał...

Pozdrawiam serdecznie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz