sobota, 7 lutego 2015

are you talking to me?

za mną: niespełna trzeci dzień słomianego wdowieństwa

przede mną: strzyżenie włosów syna, gdyż ponieważ zarósł

obok mnie: lampka wina

pode mną: bezpośrednio sofa, nieco mniej bezpośrednio trzy niższe piętra w bloku i ich mieszkańcy


Są takie rzeczy, doświadczenia, opowieści, które u kogoś dane mi było zobaczyć, a które bardzo bym chciała, żeby były moje. Macie tak czasami? Weźmy najprostszy przykład - zapach. Jakaś kobieta - koleżanka w pracy, sąsiadka, siostra - pachnie tak pięknie, że za każdym razem, jak je mijasz, dostajesz gęsiej skórki. Po jakimś czasie jesteś już przekonana, że jest to właśnie TEN zapach, jaki chciałabyś mieć. Wiadomo - różnie konfrontacja z rzeczywistością wychodzi. Może się bowiem okazać, że zapach na twojej skórze zupełnie nie gra, w różowym wyglądasz jak landrynka, a w okularach dokładnie takich jak ma Jennifer Lopez wyglądasz beznadziejnie. I tak by było w sumie najprościej - nie czekaj, aż pragnienie posiadania tego, co ONA urośnie do rozmiarów trudnych do ogarnięcia, spróbuj, żeby się przekonać, jak jest naprawdę.

Ja, moje drogie, na makijaże różnorakie to się napatrzę. Takiego mam bzika, takie hobby sobie znalazłam i nowego filmiku wyczekuję jak kania dżdżu. Potem siadam wygodnie, oznajmiam rodzince, że obecnie to MNIE NIE MA i wciskam play. Dziewczyny są zręczne, pomysłowe, piękne. Jak tak sobie na nie popatrzę, to nagle chce mi się nowych cieni, nowego tuszu do rzęs, nowego pędzla i podkładu. I chce mi się właśnie takiego makijażu. Często jest tak, że w niedługim czasie, jak mam go nieco więcej, staję przed moim lustrem i staram się stworzyć coś w takim czy innym, aczkolwiek podobnym klimacie.

W tym poście pokażę wam, jak rozprawiłam się z moim pragnieniem zrobienia sobie ciemno pomalowanych oczu. No wiecie - czarna kreska na górze, czarna kreska na dole, spojrzenie pełne odwagi i tupetu, jakby właścicielka makijażu mówiła do świata hej! mówicie do mnie?! Wolny dzień miałam, czasu nieco więcej, więc postanowiłam spróbować. Jeśli macie ochotę podglądnąć, jak to robiłam, to zapraszam :)


 Na powieki górne nałożyłam palcem bazę pod cienie firmy Avon. Następnie czarna kredką narysowałam linię na górnej powiece i na kawałeczku powieki dolnej. Grubość linii była całkiem całkiem. Nie trzeba przesadnie dbać o jej perfekcyjny wygląd, fajnie natomiast byłoby, gdyby linie na obu oczach były do siebie w miarę podobne.
Czas na rozcieranie. Nie żałujcie czasu na tę czynność, dobrze i dokładnie roztarty kolor wygląda po prostu lepiej. Starałam się tak rozcierać, żeby czerń była mocna na dole powieki i coraz słabsza ku górze. Dolną kreseczkę również roztarłam, wydłużając ją w ten sposób.
Użyłam cienkiego, kulkowego pędzelka.
Roztarta kredka wyglądała tak.

Na całe załamanie powieki, większym pędzlem do rozcierania, nałożyłam żółty cień.
Na miejsce styku żółtego cienia i czarnej kredki nałożyłam mniejszym pędzlem cień fioletowy. Całość roztarłam porządnie większym pędzlem, żeby miejsca przejścia jednego cienia w drugi, a potem w trzeci były łagodnie zaznaczone.







Dolną wodną linię oka zaznaczyłam tą samą czarną kredką, którą rysowałam linie na początku.

Rzęsy pomalowałam czarną, wydłużającą rzęsy maskarą.


Na koniec poprawiłam jeszcze raz czarną kreskę na górnej powiece, przy linii rzęs, żeby efekt był bardziej widoczny.








W takim makijażu czułam się nieszczególnie. Miałam wrażenie, że czerń makijażu oczu za bardzo odcina się od reszty twarzy. Tak zresztą dzieje się często - wydaje nam się, że tak i tak będzie super, a jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że jest średnio.
Może też być tak, że po prostu okoliczność noszenia takiego makijażu - za dnia - nie była szczęśliwie wybrana. Oczy potraktowane ciemnymi kolorami zdecydowanie lepiej noszą się na wieczornych wyjściach, w świetle świec czy przyciemnionych lamp.
I jeszcze taka mała sugestia - jeśli ciemne oczy w ciągu dnia, to usta raczej neutralne. Wieczorem można zaszaleć :)








Kłaniam się nisko i pozdrawiam :)





2 komentarze: