poniedziałek, 16 lutego 2015

delikatne początki

w domu: dwóch facetów na feriach

w pracy: wszystko śmiechu warte

a ja: jakoś próbuję w tym wszystkim nie zwariować


Przy okazji postu o sobotnich zakupach obiecałam, że napiszę, jak mi się maluje paletką Lovely, którą w poczuciu wielkiej ekscytacji zakupiłam. I jako się rzekło, oto jestem i już donoszę.

Najpierw kilka słów o samym produkcie po pierwszych próbowaniach. Kolory w paletce są bardzo delikatne - krzywdy sobie nimi zrobić nie sposób. Kolory są raczej słabo napigmentowane, można malować i malować - bez obawy o przesadę. W związku z tym może ona spowodować zawód u tych kobiet, które lubią wyraźne i porządne kolory - to nie jest produkt dla nich. Jest natomiast świetny dla osób, które lubią delikatnie podkreślić piękno swoich oczu - można nimi oko rozświetlić, zmatowić, fajne przejścia między kolorami zrobić. Różnice między kolorami -  z racji ich słabej pigmentacji - nie są kolosalne. I tu znowu: dla jednych plus (bo każdy kolor z każdym tak naprawdę pasuje), a dla innych minus (bo po co mi paletka 12-stu kolorów, skoro żadnej różnicy między nimi nie ma).
Podczas malowania cienie nie osypują się, zostają na powiece, co zdecydowanie pisze się na plus każdego cienia do powiek pod słońcem.

Jeśli o mnie chodzi, to fajnie mieć taką paletkę do makijażu, który trzeba wykonać szybko, bo czas goni. Można sobie raz bardziej brązowo, raz bardziej różowo, raz matowo, raz z połyskiem - do tego tusz na rzęsy i jest fajnie. Nie ukrywam jednak, że generalnie wolę kolory bardziej zdecydowane, dlatego pewnie częściej będę używała tej paletki z innymi, bardziej nasyconymi kolorem cieniami - na pewno wykorzystam ją jak się da.

Czy polecam? Tak jak już pisałam wcześniej - zależy, kto co lubi :)

A teram mały pokaz tego, co z tych cieni udało mi się uzyskać podczas naszego pierwszego razu.

tutaj zaznaczyłam kolejność, w jakiej używałam kolorów

 Na całą powiekę nałożyłam najpierw bazę pod cienie. Następnie płaskim pędzelkiem nałożyłam jasny (bardzo jasny) matowy różowawy cień.
 Na załamaniu powieki dużym pędzelkiem roztarłam matowy, jasno-brązowy cień.






W wewnętrznym kąciku oka małym, kulkowym pędzelkiem nałożyłam połyskujący, bardzo jasny róż. Pociągnęłam ten kolor nieco na załamanie powieki.

 Wcześniej nałożony, matowy brąz zaróżowiłam nieco, nakładając na niego połyskujący, zgaszony róż. Roztarłam głównie przy zewnętrznym kąciku oka.
 Na dolną powiekę nałożyłam ten sam kolor, którym rozjaśniałam wewnętrzne kąciki.
Pod łuk brwiowy nałożyłam matowy, najjaśniejszy cień z paletki









Jeden z moich najnowszych zakupów - zalotka do rzęs :). Zanim wytuszowałam rzęsy, potraktowałam je tym oto narzędziem - fajna sprawa!

Rzęsy pomalowałam czarną maskarą.











Jak widzicie, makijaż jest delikatny, stonowany, całkiem fajny na co dzień. Myślę, że jeden taki zestaw warto mieć w swojej kosmetyczce. Na koniec jeszcze mała sesja oczywiście :)










Pozdrawiam serdecznie :)

P.S. Zdjęcia wykonane na tle rolety, którą Myster zrobił mi w sobotę super niespodziankę! Choinka, robi się coraz fajniej z tym wszystkim :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz