czwartek, 8 stycznia 2015

z niebem jej do twarzy

Stęskniłam się za wami normalnie :)

oczy: pełnia koloru

paznokcie: monochromatycznie

włosy: tak, żeby pasowało :)


Dzisiaj rano sobie pomyślałam o, nie! nie może być tak, że tak długo nie piszę! No i chwyciłam za aparat, co by teraz zaprezentować wam makijaż oczu, jaki dzisiaj przez dzień cały nosiłam. Ale zanim przejdę do szczegółów technicznych, to powiem wam o tym makijażu coś, czego na zdjęciach nie zobaczycie.

moje słoneczka :)
A cała historia zaczyna się widokiem za oknem. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej przygnębiającego - niby zima, a wcale nie zima. Wczoraj był śnieg, ludziom w serca nadzieje wlał, dzieciom obietnicę sanek złożył bezczelnie, a dzisiaj rano nie było go ani śladu. Ulice znowu czarne (i mokre), chodniki czarne (i mokre), trawniki czarne (i mokre) i moje myśli czarne (i mokre). Spać się chce człowiekowi zaraz po przebudzeniu, a tu cały dzień trzeba jakoś przeżyć. I fajnie by było, gdyby to "jakoś" nie było takie najgorsze... Zawożąc syna do szkoły razem z nim podziwiałam niebo o wschodzie słońca - kolory przepiękne, pomarańczowo-czerwono-niebiesko-żółte. Taka to już cecha natury - przy dowaleniu człowiekowi chlapą i chmurami potrafi też przy okazji stworzyć coś pięknego. Taka czerwień na szarościach.
Dalej historia toczy się już u mnie w domu, konkretnie w łazience. Wyciągam cień za cieniem, Szukam koloru, zestawu, pomysłu. Mhm, dziwne - niebo mi się schowało w pudełeczku, czemu więc by nieba na oku sobie nie zrobić. I nie wiem, jak to działa, ale z każdą chwilą, gdy niebo sobie robiłam na powiekach, mój nastrój się poprawiał. Szybko i bez ceregieli odgoniłam myśli czy to aby wypada tak do pracy w zwykły dzień, bo już wiedziałam, że z takimi oczami dzień nie może być zwykły. I nikomu nic do tego. Mój to bowiem dzień i powiem wam, że chodziło mi się z niebem na oczach nad wyraz przyjemnie, aż do ciemnego wieczora.


Inspiracją dla całości był cień z my secret - MATT eye shadow, kolor nr 514. Na zdjęciu w ogóle nie widać, jaki on ma naprawdę kolor, więc muszę się nieco wysilić i wam go opisać. Zwróciłam na niego uwagę w sklepie, ponieważ szukałam czerwieni - nie jest to jednak czerwień czerwona - przełamana jest trochę różem, choć absolutnie różem nie trąci. No, taki właśnie ów cień ma kolor ;). Jak sama nazwa wskazuje, jest to cień matowy, podobnie jak dwa cienie Bell, które też dzisiaj wykorzystałam. Chciałam tą czerwień połączyć z brązem, wyjęłam więc wszystkie brązowe cienie, jakie posiadam i przykładając każdy do pana 514, wybrałam brąz z cienia Bell Fashion & mat o numerze (...tu napięcie rośnie.....) 514! Czyż to nie tak właśnie musiało być?
I teraz.
Na połowę powieki, zaczynając od kącika wewnętrznego oka, nałożyłam czerwień. Najpierw tak nieśmiało, bez nacisku, bo bałam się nieco żarówy na skórze, ale z każdym użyciem pędzla płaskiego do powiek mój nacisk stawał się konkretny. Na drugą część powieki nałożyłam brąz ze wspomnianej wcześniej Bell, również płaskim pędzelkiem. Kiedy miałam te dwa kolory na powiekach, chwyciłam za mały, precyzyjny pędzelek w kształcie kulki i nim nałożyłam brąz na załamaniu powieki, rozcierając ten kolor do góry. Później poprawiłam czerwień przy samej linii rzęs, tak by była wyraźniejsza. Pod łuk brwiowy i na kąciki wewnętrzne oczu postanowiłam nałożyć jasny cień z drugiego zestawu Bell o numerze 501. Wszystkie cienie, jakie do tej pory nałożyłam były matowe. Mat ten przełamałam nieco nakładając na dolną powiekę błyszczący brąz z mojej starej dobrej mocha latte z Avonu (z serii True colour). Nie był on mocno widoczny, ale fajnie dopełnił całość. Żeby brąz na górnej powiece nie gasł przy pięknej czerwieni, nałożyłam nieco brązowej kredki na zewnętrzne kąciki oczu, po czym roztarłam ją małym pędzelkiem. Teraz jeszcze zostało mi wytuszowanie rzęs i PROSZSZSZ - oko gotowe. A nawet dwa.... ;)






i co mi zimo - nie zimo zrobisz, hę?

Pozdrawiam serdecznie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz