poniedziałek, 24 listopada 2014

rozmyślania przy makijażu

właśnie mi się skończył: podkład L'Oreal "LUMI MAGIQUE", kolor R/C/K2 Porcelaine Rose,

właśnie zaczęłam używać: podkład Astora "PERFECT STAY", kolor 100 Ivory,

samopoczucie: zmęczona nadgodzinami w pracy i nieco podłamana gorączką syna, ale trzymam się


Jak w każdy poniedziałek wstałam dzisiaj wcześnie rano i z żalem nad sobą i złym losem moim, patrząc tęsknie na łóżko i ze złością na ciemność za oknem, zaczęłam się do pracy szykować. Dzisiaj otworzyłam nowy mój podkład, gdyż stary się skończył -  w sumie logiczne. Ciekawa byłam, jak będzie się rozprowadzał, jaki kolor na twarzy przyjmie i w ogóle - czy warto było wydawać tyle pieniędzy. Kiedy tak smarowałam się nowością ever w moim życiu, pomyślałam sobie, że fajnie byłoby o tym napisać później, jak już wrócę z pracy. Napisać, jak się zachowywał  ten podkład cały dzień na twarzy i jak mi z nim, czy polecam. Gdzieś tak będąc pędzlem w okolicach oczu spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i pomyślałam z wyrzutem do siebie samej: czy ty już kobieto nie masz o czym pisać? O podkładzie będziesz pisać? Ty normalnie, zamiast jakoś wyżej się piąć w kolejnych latach życia swego, dotykać tematów godnych trzydziestoparolatki, zgłębiać tajemnice ot choćby z zawodem swym związane, to o malowaniu się piszesz. Ekscytujesz się cieniami za 19 zł, tak jakby ludzie chcieli o tym czytać. Jakby ich to obchodziło. 

Podczas nakładania korektora pod oczy trochę mi myśli uciekły, ale tylko na minutkę, bo zaraz zaczęłam sama siebie pocieszać, że przecież nikomu tego czytać nie każę, że w końcu odważyłam się zrobić coś, co ewidentnie może mnie pokazać w niefajnym świetle, jako pustą, miałką, nieciekawą i tak dalej. Zawsze się tego bałam. Na pytania o muzykę, której słucham, o książkę, którą czytam, czy mój ulubiony film tak naprawdę rzadko mówiłam prawdę i całą prawdę - mówiłam tylko tę jej część, która wydawała mi się z punktu widzenia pytającego atrakcyjna, niesamowita, z wyższej półki, oryginalna. Tiaaa, zawsze chciałam być oryginalna. Inna, Bycie w kontrze wydawało (i pewnie nadal wydaje) mi się być zdecydowanie atrakcyjniejsze niż bycie w większości. A to wymagało pracy, pilnowania się,  nie klapnięcia jakiejś głupoty. Permanentna kontrola, stałe napięcie i czajenie się.

Przy malowaniu oczu skupiłam się totalnie na tym, co robiłam. Mhm, które by tu cienie dzisiaj... Spojrzałam na to, w co byłam ubrana. Lubię być pomalowana w zgodzie z tym, co mam na sobie, z tym, że zgoda ta polega u mnie na niezgodzie - jak jestem kolorowa na ubraniach, jestem niekolorowa na twarzy, jak jestem ciemna na ubraniach - jestem jasna na twarzy i odwrotnie. Mhm, znowu kontra, z tym, że teraz całkiem szczera, jeśli mam być szczera. No to może  dzisiaj zrobię sobie powieki całkiem na jasno - trochę różowego tu, trochę ciemniejszego różu tam, ale tak ledwo ledwo, a na załamanie powieki dam tego ciemniejszego, którego widać akurat tyle, ile trzeba. Na dole dam ten wypłowiały pomarańczowy, nic a nic nie razi i myślę, że jest ok. Jeszcze rzęsy, trochę brwi zaznaczę i elegancja francja. O, a za to usta pomaluję sobie moją nową, koralową pomadką. Taki jeden kolorowy, choć bardzo stonowany akcent. Ok, niech tak zostanie.

W czasie malowania rzęs trochę uciekłam myślami w bok - przypomniały mi się zdjęcia różnych główek szczoteczek w tuszach do rzęs, które widziałam nie pamiętam w jakim miejscu, w gazecie "InStyle" i chwilę się moim rzęsom przyjrzałam Czego wy byście potrzebowały, hę? Bo ani wy spektakularnie długie, ani was nie za wiele tutaj. Pogrubienie czy wydłużenie - oto jest pytanie. Może sobie tę gazetę kupię? Chyba nie była za droga...
I wyobraźcie sobie, rzecz niesłychana - koleżanka z pracy przyniosła ten numer gazety z pytaniem, czy chcę sobie przejrzeć, bo ona już to zrobiła! Serio, serio - takie rzeczy się zdarzają. Dzięki, Karina :).

Na czym stanęło? Na tym, że dopóki wszystko to sprawia mi przyjemność, dopóty będę to robić. Czas dorosnąć, prawda? Czego i Wam życzę :)

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz