sobota, 22 listopada 2014

kolorowa migawka

Oto otwieram cykl, w którym od czasu do czasu chciałabym wrzucać Wam próbki moich makijaży.

Dzisiaj przedstawiam Wam moje nowe cienie - S3 Disco Smoking firmy L'Oreal Paris. Zanim zaczniecie zastanawiać się, ile dałam za TAKIE cienie, to napiszę Wam, że zrobiłam interes życia. Otóż paletka ta spodobała mi się w Rossmannie już jakiś czas temu - była zdecydowanie inna od tego, co używałam do tej pory i po prostu chciałam te kolory mieć na własność. I choć faktem jest i się nie wypieram, że przechodzę teraz w życiu szał zakupów kosmetyków kolorowych, to jednak wydać ponad 50 zł na cienie było dla mnie przesadą. Szybko się jednak nie poddałam, chodziłam sobie do drogerii od czasu do czasu, oglądałam, kalkulowałam, szukałam zastępników - słowem się snułam. W rozpaczy godnej jakiejś katastrofy życiowej czy klęski głodowej wystukałam w desperacji adres Allegro w przeglądarce i przeszukałam zasoby tegowoż. No i, moje drogie, mam je. Zapłaciłam za nie, łącznie z kosztami przesyłki 19 zł! Niewiarygodne, prawda? Cienie są oryginalne, oryginalnie były zapakowane, nówka nieużywka.

A oto moje oko pomalowane dzisiaj rano tymi cieniami:


Od razu piszę, że zdjęcie nie oddaje w pełni kolorów rzeczywistych. Robiłam, co mogłam - ustawiłam cienie, naświetlenie, kolory, kontrast, żeby zdjęcie było jak najbliższe oryginałowi. 

Słuchajcie, cienie są  niezwykle nasycone kolorami: żółty, a właściwie złoty bym powiedziała, jest złoty, bordowy w istocie jest bordowy, fiolet maluje się fioletowo. Nie użyłam czarnego cienia, który jest w komplecie, bo mi po prostu nigdzie nie pasował, ale sprawdzony na paluchu prezentuje się jak należy. Za jedyne 19 zł :). Żółty położyłam sobie wzdłuż linii rzęs górnych i dolnych oraz w kąciku wewnętrznym oka. Na środku powieki rozgościł się kolor bordowy, fiolecik, jako ostatni z palety, wylądował przy zewnętrznym kącie powieki górnej. Jak patrzę na to zdjęcie, to widzę, że nie widzę tego bordowego na środku, ale w istocie on tam jest. Później, zachwycona kolorem złota, nałożyłam go jeszcze na załamanie powieki, żeby, jak oko otworzę, było go choć kapkę widać (wiecie, taka biżuteria na oczku ;D). Pod łukiem brwiowym nałożyłam cień jasny (z innej paletki), żeby rozświetlić i dopełnić górną część oka. 
I ciągle tego złota, złota mi było mało! Chwyciłam za moją ulubioną od jakiegoś czasu żółtą kredkę do oczu i maźnęłam nią krechę wzdłuż linii rzęs - i tych na górze i tych na dole. No, teraz to już nie było za skromnie... Następnie wytuszowałam rzęsy (na zdjęciu widzę wyraźnie, że muszę je również tuszować, jakby to powiedzieć, no na zamkniętym oku jakby, żeby i o od tej strony były czarne)
i generalnie z uczuciem spełnienia udałam się na zajęcia języka angielskiego. Oczywiście cała twarz też była umalowana, ale nie ona jest tematem tego wpisu.

Teraz, po jakichś ośmiu godzinach od malowania się stwierdzam, że cienie dają radę. Żółty fajnie się trzyma, bordowy i fioletowy jakby jeszcze bardziej się ze sobą zmieszały i teraz cień na powiece ma jeden kolor. Ale nic to - czekam na bazę pod cienie do powiek, a podobno z bazą wszystkie kolory trzymają się sto razy lepiej. Się zobaczy, się napisze ;)

Pozdrawiam



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz