sobota, 23 maja 2015

światełko w tunelu

tylko uważaj, to może być pociąg :)


Chyba dobrze jest mieć coś takiego w życiu, czego można się chwycić i nieco przytrzymać. Dla każdego jest to coś innego, jak śpiewa w starej dobrej piosence osobnik płci trudnej do określenia: "każdy ma jakiegoś bzika..." (patrz: repertuar "Fasolek"). Ja mam makijaż. Szczerze. Sprawia mi przyjemność pokrywanie twarzy podkładem, pudrowanie jej i konturowanie. Lubię walczyć z moimi brwiami, mimo iż z prawie każdej potyczki wychodzę przegrana. Lubię stać nad moją łazienkową szufladą, wpatrywać się w niemałą już kolekcję cieni i zastanawiać się co by tu dzisiaj... To dla mnie przyjemność. Na to mam ochotę. Nie muszę - chcę. Zwłaszcza teraz, kiedy dużo ciężkich myśli plącze mi się po zwojach (chyba napiszę o tym w innym miejscu, bo sprawa wydaje mi się ważna) możliwość porobienia czegoś w sumie bez wartości, absolutnie niekoniecznego i zdecydowanie niepożytecznego dla innych jest po prostu zbawienna.

Dzisiaj pokażę wam makijaż, który podpatrzyłam na YouTube. Bardzo, bardzo mi się spodobał i postanowiłam spróbować go na moim oku. Oczywiście nie jest taki sam, może jedynie trochę mu blisko, ale czułam się w nim dobrze. Może któraś z was też będzie miała na niego ochotę?

W roli głównej występuje tutaj żółty cień do powiek. Kolor zdecydowanie wiosenny, pożądany na majowy czas. Jeśli macie taki cień w swojej kosmetyczce oraz jakieś brązy czy bordo (właśnie sprawdziłam w słowniku,że to słowo się nie odmienia), to na pewno dacie radę :).



1. Przygotowanie powieki. Ja zawsze nakładam bazę pod cienie - powieka wtedy nie jest taka sucha, cienie lepiej i dłużej się jej trzymają (w każdym bądź razie teoretycznie powinny). Miejsce pod łukiem brwiowym matuję jasnym cieniem.
2. Na załamanie powieki nałożyłam cień w kolorze bordo. Użyłam do tego pędzelka do blendowania cieni, żeby granice koloru nie były zbyt ostre. Po prostu nakładasz cień miękkim pędzelkiem i rozcierasz cień w miejscach, gdzie chcesz, aby był. Ja zaznaczyłam miejsce nad całą powieką, również nad wewnętrznym kącikiem. W zewnętrznej części oka przyciemniłam trochę kolor, co też rozchmurzyłam - słowem zero ostrych krawędzi :)
3. Punkt programu - żółty cień. Kolor ten nałożyłam na całą powiekę ruchomą. Starałam się tak to rozpracować, żeby bordo z żółcią bezkolizyjnie się połączyły, ale tez żeby każda z nich miała swój rewir i na obce ziemie nie wchodziła.
4. I teraz moja pięta achillesowa - kreska. Ostatnio czuję coraz większą chęć nauczenia się kreski malowania, myślę o jakimś żelowym eye-linerze i pędzelku do tego przystosowanym - ale to w swoim czasie. Dzisiaj zastosowałam cienki, płaski i zmoczony pędzelek oraz czarny cień. Kreska nie jest spektakularnie gruba, ale fajnie optycznie zagęszcza linię rzęs i podkreśla oko.

Dolną powiekę każdy może zrobić tak, jak chce. Ja ją rozświetliłam jasnym bordowym cieniem,a w kącikach wewnętrznych nałożyłam połyskujący, bardzo jasny róż. Rzęsy pomalowałam czarnym tuszem.




Bordowy cień w załamaniu powieki (może to być inny kolor, np: brązowy) fanie wygląda przy otwartym oku. Oko nie jest nachalnie żółte, ma bowiem w tle coś intrygującego ;)






Pozdrawiam serdecznie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz