niedziela, 3 maja 2015

o tym, jak się zapuściłam

Dzień dobry! Witam Państwa serdecznie w kolejnej odsłonie mojego bloga, który jak stonoga zaczyna się wydłużać. Dzisiaj chciałabym Państwu opowiedzieć co nieco o brwiach, w szczególności moich własnych, gdyż nie mam takiego prawa ani wglądu, żeby o brwiach innych osób opowiadać. A jest moi Państwo o czym. Bo w tych włosach, co rosną nad naszymi powiekami, nierzadko ukrywa się historia. Historia życia właściciela brwi, historia mody czy narzędzia zwanego pęsetą. Ileż te brwi rzeczy widziały, ileż się nacierpiały, zmieniając a to szerokość, a to kształt, a to w końcu kolor. Tak, moi mili, proponuję wsłuchać się dzisiaj w szeptanie naszych brwi...

Ze swoich brwi, będąc osobnikiem płci żeńskiej, jest się zadowolonym tak gdzieś do, bo ja wiem, 15 - 16 roku życia (?). Tak to przynajmniej było w moim przypadku - zanim zaczął mi ich kształt przeszkadzać, po prostu nie zwracałam na nie uwagi. Były, bo były - w końcu każdy je ma. Ach, cudowny czas szczęśliwego niezauważania, nie przejmowania się, jakże to dawno było.... I wtedy właśnie, zapewne pod wpływem brwi innych osobniczek, moje zaczęły w w oczach rosnąć, rozprzestrzeniać się na pół czoła, zaczynały być po prostu zdecydowanie za szerokie. Jak ja mogłam tego wcześniej nie dostrzegać?!? Jak ja mogłam ludziom tak się pokazywać?!? Czy ktoś mi powie, jak się TEGO pozbyć??!
Oczywiście, krąg kobiet ma to do siebie, że wśród nich zawsze znajdzie się taka, która potrafi. Jedna jest świetna w farbowaniu koleżankom włosów, druga fajnie maluje paznokcie, a trzecia wie, jak posługiwać się pęsetą...

OŻESZ TY, KUŻWA JEGO MAĆ!!!! JAK TO CHOLERA BOLI!!!

Wyrywanie włosek po włosku.... Myślę, że nie trzeba tutaj wstawiać jakichś szczegółowych opisów całego procesu, wspominać o magicznych sposobach, które rzekomo uśmierzają ból wyrywania, a których zapewne każda z nas próbowała. Nie ma co pisać o czerwonych kropkach po wyrwanych w imię piękności włosach, śladach po uszczypnięciach pęsety w niewprawnych rękach koleżanki, żałobnych łzach stających w oczach przy każdym rwanym włosie. A najgorsze było to, że jak się skończyło z jedna brwią, to trzeba było wyrównać te drugą....

A że kobiety są dziwne, to powtarzają całą operację sporą ilość razy w swoim życiu. I ja tak właśnie robiłam. W sumie, jak się człowiek przyzwyczai, to to nawet już potem tak nie boli. Brwi są coraz cieńsze (to wieczne wyrównywanie....), coraz słabsze odrastają, aż w końcu odrastać przestają. I, miast być zadowoloną, że w końcu są cienkie jakby z natury, to ja właśnie wtedy zaczęłam mych brwi żałować. Chciałam ich mieć więcej, szerzej, widoczniej. Wyrywać przestałam zupełnie, no włoski, chodźcie do mamusi, zacznijcie odrastać, no. Ja z tym wyrywaniem to tak żartowałam, ja nie chciałam, ja już nie będę...

Minęło parę miesięcy, w lata się zamieniały, a po dawnej świetności brwi ani śladu. No nic, pomyślałam, trzeba będzie zapłacić. A że promocja akurat była, to kupiłam sobie serum do brwi Long4Lashes.

O tym serum, tylko że przeznaczonym do rzęs, słyszałam wiele dobrego, więc pomyślałam, że jego wersja do brwi tż będzie skuteczna. Smarowałam nim brwi co wieczór, po zmyciu makijażu. Bałam się trochę podrażnień, bo niektóre osoby, które używały wersji do rzęs, skarżyły się, że na początku występowały. Nic jednak takiego się nie działo, choć od czasu do czasu wychodziła mi wielka gula ;) w rzęsach, jakby pryszcz, ale nie pryszcz, nie powiem, bolesny, który później znikał. Po pewnym czasie, pełna zdumienia i szczęśliwości, zaczęłam zauważać włoski tam, gdzie już przestały mi wcześniej odrastać (oczywiście w okolicy brwi... :)). Brwi stały się ciemniejsze, o czym również wspominał producent serum.

Serum wykorzystałam do ostatnie kropli, teraz, żeby utrzymać efekt, musiałabym kupić następne opakowanie i co jakiś czas się smarnąć. No nie wiem - ja widzę efekt, naprawdę wydaje mi się, że jest tych rzęs więcej. Jeszcze jak je podrasuję nieco kosmetykiem, to już w ogóle - jak dla mnie może być. Ciesze się, że skorzystałam z tego produktu, ale żeby wydawać kolejne pieniądze... (w regularnej cenie jakieś 80 zł bez groszy).


Nie jestem przekonana, czy ten efekt widoczny jest na zdjęciach. Fotografowałam brwi nieumalowane, w różnym świetle.

Tak wyglądały moje brwi w styczniu tego roku


A tak prezentowały się w kwietniu, również tego roku

I jednego jeszcze nie da się ukryć - znowu zaczęłam używać pęsety...


Pozdrawiam serdecznie wszystkie cierpiące dla urody kobiety :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz