sobota, 28 maja 2016

50 plus

Kiedy zaczynają się ciepłe, a przede wszystkim słoneczne dni, skórze na mojej twarzy wydaje się, że znowu ma naście lat. I ja nawet jestem w stanie to zrozumieć. Słońce, dłuższe dni, fajnie odsłonięci niektórzy panowie na ulicy - to wszystko powoduje, że kobieta czuje się młodsza, ma ochotę podkasać spódnicę, wskoczyć na rower i jechać pod wiatr z uśmiechem przyklejonym na twarzy. Ja to wszystko rozumiem. Nie mogę jednak, jako kobieta dobijająca statecznego wieku, pozwolić sobie na młodą cerę! Po pierwsze, będą mnie podejrzewać, że na siłę próbuje się odmłodzić, choć widać wyraźnie, że swoje lata już mam, a po drugie taka młoda cera nie ma w sobie nic ze świeżości, jaka kojarzy się mi z młodością.

Nie, nie, ja się wcale nie pomyliłam - młoda cera wcale nie jest ładna. Ach, no tak - moi kochani, cofnęliście się trochę za daleko... Nie chodzi mi o cudowną cerę 10-latki, gładką i milutką. Pójdźmy parę lat do przodu, myślę, że jakieś 7 - 8 wystarczy. Widzicie ją? Stoi przed lustrem i ze łzami w oczach nakłada na twarz tony kremów tonujących, kilogramy korektora, nie mówiąc już o żelach i maściach na pryszcze, które sowicie położyła pod to wszystko. O TAKĄ właśnie młodą cerę mi chodziło, do takiego bowiem etapu cofa się wystawiona na słońce moja twarz.

Kilka lat wstecz, po prostu, podobnie jak ta nastolatka, stałam przed lustrem, płakałam i pytałam sama siebie dlaczego? dlaczego? Później poszłam po rozum do głowy i za jego radą udałam się do dermatologa. Jedna pani zapisała mi maść, druga pani zapisała mi maść i dopiero trzecia pani postanowiła zadziałać antybiotykiem. I dzięki bogu za trzecia panią, bo antybiotyk pięknie wszystko zaleczył. 

Nie muszę chyba jednak tłumaczyć, jak kapryśna potrafi być cera. W tym roku, ledwo słońce wyszło na dłużej, obsypała się gówniara malutkimi wypryskami. Tym razem postanowiłam zadziałać, jak na dojrzałą kobietę przystało, wyciągnęłam działo 50+.



Pierwszą bronią, po którą sięgnęłam, bo była pod ręką i w szufladzie, to był przeciwzmarszczkowy krem do twarzy SPF50+ z Ziaji


Krem jest bardzo gęsty, bałam się, czy i jak zgra się z moim podkładem. Okazało się, że szafa gra. 
Rano, po umyciu twarzy nakładam krem pod oczy, potem całkiem szczodrze smaruję twarz wyżej wymienionym. Czekam trochę, żeby się wchłonął, od czasu do czasu poklepuję go czule na mojej twarzy, po czym, tak jak zawsze nakładam podkład. Na moje wyczucie na taki krem lepszy jest chyba podkład matujący, bardziej treściwy - wydaje mi się, że podkład lekki, rozświetlający mógłby zniknąć na tym kremie. Nie wiem tego na pewno - nie sprawdzałam. Krem ten jest trochę lepki na twarzy, co w sumie też chyba wpływa dobrze na trwałość leżącego nań podkładu.

Krem polecam serdecznie, ja go kupiłam na stanowisku  Ziaji w Pestce w Poznaniu. Jest to seria Ziaja med, więc w drogeriach raczej go nie dostaniecie, ale w aptekach i stanowiskach firmowych na pewno tak. Nie pamiętam, ile kosztował, ale Ziaja generalnie nie ma drogich kosmetyków.





Dla leniwych (albo sprytniejszych ;)) jest też inna możliwość - krem BB. Jak zapewne wiecie, jest to produkt łączący w sobie wszystkie dobra, jakie szanująca się kobieta chce położyć na twarz, zwłaszcza latem. ALBOWIEM, jak mówi definicja, krem taki zawiera w sobie podkład, korektor, krem pielęgnujący i filtry przeciwsłoneczne. Nie trzeba nic więcej, prawda? I pozwólcie, że coś wam powiem w sekrecie - kremy BB, które możecie sobie wziąć z półki w drogeriach, moim zdaniem mają niewiele wspólnego z prawdziwymi BiBikami. Idea tych kremów przywędrowała do nas z Azji, gdzie nie tylko mają pielęgnować i chronić skórę, ale także ją rozjaśniać. A skoro te azjatyckie są "prawdziwe", to postanowiłam po nie sięgnąć. Tak trafiłam na stronę sklepu sprzedającego oryginalne kosmetyki firmy SKIN79 (KLIK). Można tutaj kupić przeróżne rodzaje tych kremów (z kremami BB jest tak, że nie mają wyboru kolorów, jak podkłady - mają się do skóry dopasowywać, w co akurat wierzyć mi się nie chce), każdy w opakowaniu o innym kolorze. W ciemno kupować - szkoda pieniędzy, zwłaszcza, że do tanich nie należą. Na szczęście w sklepie można też kupić próbki niektórych z nich, co też uczyniłam. W paczce przyszły do mnie kremy: pomarańczowy, różowy i złoty (o, tutaj). Próbę zaczęłam od pomarańczowego.

Oto, co pisze o nim producent na stronie:
"Krem posiada kompleks regulujący pracę gruczołów łojowych (...) . Pomaga zachować zdrowy wygląd skóry, ponadto posiada wysoki filtr przeciwsłoneczny SPF50+PA+++. Wysoka zawartość naturalnych olejów utrzymuje skórę jędrną i nawilżoną, ekstrakty roślinne mają działanie przeciwzmarszczkowe. Fitosfingozyna wzmacnia barierę ochronną naskórka i działa kojąco na niedoskonałości, również przeciwdziała powstawaniu nowych wyprysków czy zaskórników. Cermidy uzupełniają barierę lipidową dzięki czemu wzrasta wilgotność w skórze."
Co ja o nim myślę? Powiem krótko: rewelacja! Po pierwsze - wysoki filtr. Po drugie - kolor idealny dla mnie (ma żółte tony, jest jasny). Po trzecie - kryje jak rasowy podkład. Ponadto na skórze trzyma się bez zarzutu, jest przyjemny w nakładaniu i noszeniu (no jak krem) i jest wydajny. Trzeba naprawdę niewielką ilość, żeby pięknie wyrównać kolor skóry. Poza tym nie trzeba bawić się w oklepywanie kremu z filtrem, a jak ktoś ma cerę nie za suchą, to może darować sobie pod BB jakikolwiek krem. Jestem ZA. I prawie na pewno (bo w kwestii zakupów nie ufam sobie w 100%) kupię jego normalną objętość. Uważam, że jest wart swojej ceny.

Moja skóra - smarkula uspokoiła się. Zrównoważyłam jej nastoletnie wyskoki porządną pięćdziesiątką. Nie twierdzę, że ochrona jest stuprocentowa, czasami coś mi tam wyskoczy, ale wierzcie mi, w porównaniu z tym, co miałam choćby rok temu, to to jest nic. 

Serdecznie polecam ochronę cery przed promieniowaniem słonecznym każdej z was. Jeśli wierzyć temu, co piszą, to sięganie po 50+ teraz opóźni nasze na 50+ wyglądanie. I o to chodzi ;)

Pozdrawiam serdecznie i dużo słońca życzę :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz