Tłumaczę się tak dość długo i dość zawile, bo planowałam zacząć ten post słowami "w naszym mieszkaniu mamy dwa brązowe fotele". Chciałam też, dla orientacji czytelników, krótko je zlokalizować, a przez te wszechobecne zielone ściany szybka nawigacja staje się niemożliwa. Nie mogę napisać w większym czy mniejszym pokoju bo obydwa zdają się być równe. Nie mogę też nagminnie i na wyrost używac słowa "salon", bo boję się, że ktoś tam po drugiej stronie internetu się w końcu udławi i jeszcze mnie do sądu poda za szkody na zdrowiu wyrządzone. Nie mogę też z czystym sumieniem napisać w pokoju dziennym, bo pokój ten jest zarówno naszym gabinetem, jak i sypialnią. Jeszcze jedno zdanie i dojdę do wniosku, że w ogóle mieszkać się u nas nie da... ;).
W każdym bądź razie w pokoju balkonowym (uff, mamy balkon) mamy dwa brązowe fotele. Wygodne są średnio, ale wylądają całkiem stylowo. Dużo wygodniejsza zdaje się być dla mnie teraz wykładzina, na której siedzę i piszę. Wykładzina leży w pokoju syna i również jest brązowa. Mniej oczywisty jest ten brązowy tutaj, bo ma w swojej kolorystyce elementy jasnego i ciemnego brązu, gdzieniegdzie wpleciono też biel, ale w ogólnym odczuciu i odbiorze wykładzina ma kolor brązowy. Więcej brązu w mieszkaniu nie pamiętam, lec za wszystko brązowe przepraszam i serdecznie żałuję. Bo w sumie, moim zdaniem, nie jest to kolor najpiękniejszy. I owszem, dobrze skomponowany, z innymi kolorami zestawiony może nadać całości fajnego czegoś, ale sam w sobie, jakby tak tylko na brązowo... No nie, raczej nie.
Brąz jest pełen sprzeczności. Z jednej strony to w sumie pyszny karmel, słodka czekolada, aromatyczna kawa, sycące kakao, egzotyczny cynamon. Każdy z tych brązów jest inny, jeden bledszy, rozbielony, inny mocny, prawie czarny. Z drugiej strony brąz to kolor ekskrementów - czegoś na wskroś ludzkiego, a dla wszystkich obrzydliwego i wstydliwego. Spróbuj ubrać się na brązowo - w moim odczuciu ten kolor dodaje lat, zabiera cerze blask, przydaje jej bladego, chorego kolorytu, sprawia, że osoba wygląda smutno (bardziej niż w czerni). Skóra lekko muśnięta słońcem może wyglądać przyjemnie, skóra słońcem spalona powoduje, że robi mi się osoby sedecznie żal, myślę sobie "biedulko, a myślałaś, że będziesze wyglądała lepiej...". Za to kobieta o naturalnie brązowej skórze, pięknie czekoladowa, naturalna - mmmm, uwielbiam patrzeć na ciemnoskóre kobiety (o mężczyznach nie piszę, bo mój mąż tego bloga czytuje czasami... ;D).
Taki jest brąz.
Nie wyobrażam sobie makijażu bez brązu.
Szybciutko wymienię tak oczywiste zastosowanie, jak konturowanie twarzy czy nadawanie jej ciepłego blasku. Kolor brązowy znaleć można w każdym kosmetyku kolorowym. Są brązowe róże do policzków, są brązowe pomadki, brązowe tusze do rzęs i wreszcie brązowe produkty do oczu. Moje kochane - jeśli nie wiecie, od czego zacząć malowanie oczu, jeśli nie macie pojęcia, na co macie ochotę danego dnia, albo jeśli chcecie wyglądac dobrze, ale nie chcecie rzucac się w oczy - sięgnijcie po brązy. W mim odczuciu brązowe tony są najbezpieczniejszym, a jednocześnie najbardziej efektownym wyjściem makijażowym z każdej sytuacji.
Brąz nie jest tylko "na okazję", jak czerń, nie powoduje, że nagle cała twarz jest za jasna i nie trzeba przy nim wcale kombinować. Nie jest ryzykowny, jak dajmy na to kolor pomarańczowy, różowy czy niebieski. Brąz w makijażu, w przeciwieństwie do tego w ubraniu, polubi się z kobietą w każdym wieku i każda kobieta polubi go z równą żarliwścią. Brąz matowy, błyszczący, cieniowany, przełamany innym kolorem, brąz na dolnej powiece - jest tyle możliwości, a jednocześnie, że się powtórzę, niełatwo tu coś zrobić źle. Z brązem właściwie zawsze się trafia. Sprawdź tylko, która tonacja bardziej ci pasuje, którą wolisz - ciepłą czy zimną i kupuj na pewniaka. Piszę to z całą odpowiedzialnością, siedząc na brązowej wykładzinie w jednym z dwóch zielonym pokoi.
Pozdrawiam was serdecznie i do zobaczenia! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz