niedziela, 16 października 2016

na dnie

Moje pierwsze skojarzenia ze słowem dno są raczej z tych nieprzyjemnych. Dotknąć dna, na dnie się znaleźć, dennie się czuć i wyglądać. Na szczęście od dna można się odbić, a wypicie do dna od czasu do czasu jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziło? ;)

Zupełnie inaczej niż dna w życiu, dna w produktach kosmetycznych sięgać lubię. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, na jak długo potrafią wystarczać niektóre kosmetyki. Używasz i używasz, a one trwają, dobrze się mają i nigdzie się nie wybierają. Tak, wiem, że "no to chyba dobrze, że kosmetyk jest wydajny, prawda?". Owszem, prawda. Tylko, że ileż można używać tego samego! Na półkach w sklepach z kosmetykami ciągle pojawiają się jakieś nowości, człowiek chciałby spróbować czegoś innego, a w głowie ciągle się szamocze "masz prawie identyczny w domu, szkoda pieniędzy!"

Weźmy sobie na przykład produkty do konturowania twarzy. Jest tyle możliwości, taki wybór! Firmy kosmetyczne ścigają się w wymyślaniu kolejnych zestawów do konturowania i rozświetlania twarzy. ZESTAWÓW! A ja kupiłam sobie dwa produkty Matt Bronzing & Contouring Powder z KOBO, jeden w kolorze 311 Nubian Desert, drugi jaśniejszy 308 Sahara Sand i męczę je i męczę. I proszę mnie nie zrozumieć źle, to są bardzo dobre produkty, nie brakuje im niczego, naprawdę. Tylko, że mała dziewczynka we mnie jest już nimi znudzona i chciałaby paletkę.... taką fajną, z lusterkiem.

W końcu kupiłam sobie Pro Strobe Palette z Freedom - z trzema rewelacyjnymi pudrami do cieniowania twarzy, dwoma do jej rozjaśniania i jednym (kiepskim w mojej ocenie) rozświetlaczem. Jest tam też i lusterko i nawet pędzel był w zestawie (całkiem fajny zresztą). Ale żeby udowodnić wam, że najpierw odpowiednio zużyłam pudry z KOBO, mam dla was dwie piękne dziury :)

308 SAHARA SAND

311 NUBIAN DESERT
Trzystka jedenstka jeszcze ma w sobie trochę dobra, ale spójrzcie na moją nową paletkę - czyż nie jest piękna?

FREEDOM "Pro Strobe Palette"


Kolejne dziury (aż trzy), którymi chcę się pochwalić są dziurami zdecydowanie droższymi. Pojawiły się bowiem z palecie cieni do oczu, za którą dałam onegdaj sporą sumkę. Mowa oczywiście o Shade+Light eye od Kat Von D. Używam jej namiętnie w całej jej okazałości, natomiast kolorów, przez które przebija oczko dna, używam niemal codziennie.


Kat Von D "Shade+Light eye"
Te dwa jasne cienie po lewej stronie są idealne do rozjaśniania obszaru skóry pod łukiem brwiowym i do rozjaśniania kącików wewnętrznych oka, natomiast kolor na górze po prawej uwielbiam po prostu za jego delikatnie ciepły, rudawy odcień - jest świetny do nadawania kolorom nieco ciepła, a także do zaznaczania linii załamania powieki.


Na koniec zostawiłam sobie dziurę, która błyszczy wśród tych matowych. Dziura - perełka :)

Maybelline "Color Tattoo 24hr", 35-On and on Bronze
Cień ten dostałam w prezencie od koleżanek z przedszkola, kiedy odchodziłam. To było jakieś 1,5 roku temu i oto dotknęłam dna. Uwielbiam ten cień w kremie za wszystko - jego kolor (ciepły, złocisty, ale nie dający po oczach brąz), konsystencję i trwałość. Odkąd wróciłam do okularów (żeby zaoszczędzić nieco na soczewkach) cienie w kremie są moimi ulubionymi - nie mam potrzeby nakładania wielu kolorów na powiekę, chcę ją tylko zaznaczyć nienachalnie i cienie w kremie są tutaj niezastąpione. A Color Tattoo w kolorze 35 - jest genialny! I niech was ta dziurka mała nie zwiedzie - coś czuję, że posłuży mi jeszcze kolejne 1,5 roku :)

I to wszystkie dna w mojej kolekcji. Mało, prawda? Zapracowałam jednak na nie uczciwą pracą, pędzelkiem kupionym za własne pieniądze - nikt mi nie pomagał. Jestem dumna z moich sześciu "oczek" i obiecuję, jakem tu siedzę i piszę do was, że nie ustanę i że tych dziur będzie jeszcze więcej.


Pozdrawiam serdecznie :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz